Liczne doświadczenia szkolne poczyniły wielkie szkody w moim poczuciu własnej wartości, ale najwięcej ucierpiało ono wskutek tego, co działo się w domu. Zawsze mogłem polegać na miłości matki, jednak okropne stosunki z ojcem-alkoholikiem omal mnie nie zniszczyły. W wieku 14 lat moja nienawiść do jego choroby przerodziła się w nienawiść do niego samego, która pogłębiła się jeszcze bardziej, gdy poszedłem do szkoły średniej. Pewne zdarzenie najsilniej zapisało się w mojej pamięci. Był to dzień, w którym moja klasa zorganizowała na naszej farmie piknik z okazji zakończenia roku szkolnego. Wszyscy bawiliśmy się znakomicie aż do chwili, gdy na drodze prowadzącej na farmę pojawił się mój ojciec. Jego stary pick-up zataczał się na boki wzniecając tumany pyłu, z trudem unikając najechania na drzewo, ogrodzenie, a w końcu na naszego psa. Ojciec zatrzymał wóz, wysiadł i powlókł się w stronę domu z ledwością trzymając się na nogach. Gdy zobaczyli go w tym stanie moi koledzy-nie po raz pierwszy zresztą-zaczęli się z niego śmiać i kpić. Musiałem schować się na jakiś czas do stodoły, bo wstyd nie pozwalał mi się z tym pogodzić.
