W szóstym rozdziale opowiedziałem o okolicznościach adopcji naszego syna Timmy’ego z koreańskiego sierocińca, kiedy miał 5 lat. Po przyjeździe do Stanów Zjednoczonych i wejściu do naszej rodziny natychmiast robił wszystko co możliwe, byśmy byli z niego zadowoleni. W mgnieniu oka spełniał wszystkie nasze życzenia. I chociaż Timmy nie władał angielskim, a jego koreański był nieprzydatny, nietrudno było zgadnąć, że o to mu głównie chodziło. Działał tak, by osiągnąć sukces. Początkowo wyjaśniałem sobie ten stan rzeczy tym, że zachowania takie wykształciły się w nim pod wpływem kultury dalekowschodniej, według której dzieci muszą okazy wać na każdym kroku posłuszeństwo wobec dorosłych. Po kilku tygodniach prawdziwe motywacje Tim- my’ego stały się całkowicie jasne. W The Julian Center, gdzie byłem dyrektorem, miała się odbyć międzynarodowa konferencja studencka. Dowiedziałem się, że jednym z jej uczestników będzie Koreanka. Co za wspaniała okazja, pomyślałem sobie. Wreszcie Timmy będzie mógł sobie z kimś porozmawiać. Jest tutaj już cztery tygodnie i nie zamienił z nikim słowa w swoim języku.