Ale równocześnie panuje opinia, wydawałoby się paradoksalna, że współczesne dzieci mają za mało obowiązków. Nie absorbuje się ich żadnymi sprawami domowymi, żeby nie odrywać od nauki, nie rozwija się umiejętności praktycznych, potrzebnych zarówno obecnie, jak i w przyszłości. Istnieje nawet pogląd, aby i te sprawy włączyć do obowiązków pedagogicznych szkoły. Chodzi o to, żeby w
szkole nauczono dziecko utrzymywania porządku w domu, różnych umiejętności praktycznych, kulinarnych itd. Wydaje się jednak, że szkoła powinna przekazać teorię i metody pracy, natomiast zasadę współudziału dziecka w codziennych sprawach rodziny i praktyczne umiejętności musi wpoić dom. Nie szkodzi, jeśli przybędzie dziecku trochę obowiązków. Będą to obowiązki innego rodzaju niż w szkole, a więc stanowiące pewne odprężenie, a nawet rozrywkę, jeżeli tylko potrafimy je jakoś u- atrakcyjnić i zapewnić satysfakcję z wykonania.
Spróbujcie powierzyć dziecku najpierw jakieś drobne sprawy porządkowe, zostawiając początkowo całkowitą swobodę, jeśli chodzi o sposób i metody pracy; powinien liczyć się tylko wynik. Ingerować należy bardzo ostrożnie i dyskretnie. Udzielanie ciągłych rad i krytykowanie wywołuje zniechęcenie. Lepiej, żeby to była niezbyt ważna i odpowiedzialna czynność, ale o łatwo dostrzegalnym efekcie, wówczas bowiem zadziała ambicja, która jest najlepszym dopingiem i najsurowszym kontrolerem. Na przykład nastolatek, a nawet młodszy chłopiec, może mieć powierzoną pieczę nad regałami, odkurzać i utrzymywać książki w porządku. Może też mieć w wyłącznym władaniu odkurzacz, a więc odpowiadać za usunięcie kurzu w całym domu. Może też pamiętać o froterowaniu podłogi — to całkiem dobra gimnastyka, a pośrednio wyrabia też nawyk dbania o czyste obuwie.
