W czasie pogrzebu spoglądałem na ojca oczami pełnymi nienawiści. Nienawidziłem go i gdybym nie opuścił domu wyjeżdżając na studia, dopuściłbym się zapewne jakiegoś rozpaczliwego czynu. Poszedłem do niewielkiej, świeckiej uczelni. Przeprowadziłem się do akademika kompletnie załamany psychicznie. Z desperacją szukałem u innych akceptacji, ale jeszcze bardziej desperacko walczyłem sam ze sobą o zaakceptowanie siebie i przezwyciężenie nienawiści, jaką odczuwałem do samego siebie. Szukałem tego wszystkiego, co inni młodzi ludzie – bezpieczeństwa, zaufania, spokoju serca i umysłu – no i, oczywiście, szczęścia. Zarysowałem sobie nawet pewien plan pozyskiwania szczęścia. Postanowiłem zdobyć pozycję jednego z przywódców na terenie miasteczka akademickiego. Zostałem starostą pierwszego roku i wkrótce uczestniczyłem w podejmowaniu ważnych decyzji, na przykład w sprawie wyboru gościnnych wykładowców, czy sposobów wydania studenckich pieniędzy.