Poza tym wykorzystywałem taki moment, w którym wszystkie dzieci znajdowały się w jednym pomieszczeniu – na przykład w dużym pokoju – stawałem wówczas wśród nich i wygłaszałem „kazanie pochwalne”. Najpierw w pamięci robiłem wykaz piętnastu lub dwudziestu faktów godnych pochwały u moich wszystkich dzieci. Dzieliłem je tak, by na jedno z nich przypadało po cztery-pięć i wyznaczałem na mowę pochwalną trzy minuty. To małe ćwiczenie pomagało mi w uświadomieniu sobie, jak bardzo mogę chwalić moje dzieci oraz w znalezieniu odpowiedniej pochwały w odpowiedniej chwili. Problem nie leży bowiem w tym, czy umiemy dostrzec u naszych dzieci rzeczy warte pochwały, lecz w takim zaprogramowaniu siebie, by przekazywać dzieciom to, że zauważamy ich działania – by rzetelnie chwalić je za czynione starania. Podczas rozmów z rodzicami przywiązanymi do takiego modelu wychowania, który i ja niegdyś wyznawałem, często słyszę:,,No dobrze, dziecko powinno robić pewne rzeczy. Po co więc chwalić je za coś tak normalnego, jak wyrzucenie śmieci?” Odpowiadam wtedy tak: „A czemu nie? A jak wy odbieracie pochwały w swoim miejscu pracy?” Każdemu jest miło usłyszeć od szefa: „Podoba mi się sposób przeprowadzenia przez pana tej transakcji.” Każdemu miło jest usłyszeć od całej rodziny po ugotowaniu dobrego posiłku: „To było wspaniałe – nigdy czegoś tak pysznego nie jedliśmy!” A są to przecież rzeczy, które powinniśmy robić.