Chyba najwięcej powodów do nieporozumień małżeńskich stwarzają sprawy finansowe. Na to brak, na tamto nie wystarczy, tyle potrzeba — oto główny motyw, łagodnie mówiąc, dyskusji małżeńskich. Jasne, że takie rozmowy, konieczne przecież, często raczej pogłębiają wzajemne żale i pretensje, ale nie wskazują sposobu wyjścia z impasu. Może właśnie prowadzenie domowej księgowości, czyli wykazanie czarno na białym, gdzie podziewają się pieniądze, zapobiegnie burzliwym dyskusjom. A więc domowa księgowość byłaby swego rodzaju mediatorem.Chodzi jednak nie tylko o formalną księgowość, ale o opartą na przemyśleniach i wyliczeniach gospodarkę rodzinną, o sensowne i racjonalne wykorzystanie uzyskanych zarobków. Tego nie można puścić „na żywioł”. Trzeba liczyć i zapisywać, zapisywać i liczyć. Należy zacząć od ustalenia rodzinnego budżetu. Niektórzy uważają, że określenie „budżet rodzinny” jest pojęciem karkołomnym, nie do zrealizowania, gdyż oznacza nieprawdopodobny mariaż sztywnej buchalterii z diabelskim młynem codziennych potrzeb. Spróbujcie jednak to pogodzić. A więc zacząć od sporządzenia preliminarza, czyli zanotowania stałych oraz przewidzianych niezbędnych wydatków i wydatków tzw. możliwych, ułożonych według hierarchii potrzeb i ważności. Po prostu należy zaplanować wydatki, uwzględniając dochody rodziny. Preliminarz powinen być roczny, ale z podziałem na kwartały i ewentualnie na miesiące. Tak planując potrzeby (a więc wydatki), możemy zorientować się, czy plan jest realny, bo wiemy, jaką kwotą będziemy dysponowali, można więc od razu z pewnych pozycji zrezygnować, aby potem uniknąć rozczarowań pzy wzajemnych pretensji.