Gdy moja córka Kelly miała 13 lat, pojawiła się idealna okazja do okazania jej, że kocham ją taką, jaką jest, a nie za to, jak postępuje. Pewnego dnia umówiliśmy się, że odbiorę ją ze szkoły. Spotkaliśmy się niemal w samych drzwiach. Idąc przez parking do samochodu, zapytała mnie: Tato, co myślisz o Jimie Bakkerze? O Jimie i Tammym Bakkerach słyszało się wszędzie, ale nie przypuszczałem, że mówi się o nich także w szkole średniej. Gdy moje dzieci zadają mi trudne pytanie, mam zwyczaj odpowiadać im również pytaniem. W ten sposób poznaję kontekst ich pytania i zyskuję chwilę czasu na przemyślenie odpowiedzi.
Dlaczego o to pytasz? – odpowiedziałem. Wiesz, dzisiaj przez całą godzinę rozmawialiśmy na lekcji o Jimie Bakkerze i o tym, co zrobił z Jessicą Hahn i w ogóle… zastanawiałam się nad twoją opinią na jego temat. W jednej chwili przebiegły mi przez głowę wszelkie możliwe odpowiedzi. Myślałem sobie, co też mogliby odpowiedzieć inni rodzice, także ci niewierzący: „No tak, to straszne. Wstrętne. Powinni pozbawić go święceń… on nie jest nawet chrześcijaninem!” Już wcześniej spotkałem się z tego typu odpowiedziami udzielanymi wiernym przez duchownych. Chociaż rozumiałem ich przerażenie, zdałem sobie sprawę jeszcze z jednej rzeczy. Każdy duchowny reagujący w ten sposób na sprawę Jima Bakkera w istocie rzeczy mówił swoim wiernym: ,Jeśli będziecie kiedykolwiek mieli kłopoty, nie przychodźcie z nimi do mnie.” Ponadto, wszystkie nastolatki w parafii zrozumiałyby to tak: ,Jeśli pozostaniecie niewinne, będę kochał was i akceptował jako wasz pasterz. Jeśli jednak zajdziecie w ciążę, nie mając prawowitego męża, potępię was.”