Prawdziwe znaczenie akceptacji

W wieku 12 lat Sean, mój syn, grał w drużynie baseballowej ligi młodzieżowej. Na tydzień przed rozpoczęciem sezonu wpadł mi do głowy pomysł na okazanie akceptacji jemu i kolegom z drużyny. W miejscowej restauracji wykupiłem 12 kuponów na lody z owocami
poszedłem z nimi do ich trenera. Proszę, to dla chłopaków – powiedziałem. Świetnie – odparł z szerokim uśmiechem trener. – To wspaniałe. Byłoby dobrze, gdyby więcej ojców okazywało takie zainteresowanie. Wezmę ich na lody po pierwszym wygranym meczu. O nie – szybko zareagowałem – chciałbym, by zabrał ich pan na lody po pierwszym przegranym meczu.
Trener spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Moje słowa całkowicie nie pasowały do jego pojmowania sukcesu, porażki i nagradzania za dobrą grę. Oto co mu powiedziałem: Proszę pana, nie wiem jak pan, ale ja staram się wychowywać swoje dzieci w ten sposób, że nie nagradzam ich za sukcesy tak bardzo jak za wysiłki. Nie chcę też, by nagradzanie ich wysiłków przerastało fakt ich istnienia. Wierzę, że mój syn jest stworzony na obraz i podobieństwo Boże i że posiada nieskończoną wartość i godność, które nie mają nic wspólnego z grą w baseball. Kochałbym go i akceptował tak samo, nawet gdyby nigdy w życiu nie zagrał w baseball.  Trener spojrzał na mnie wymownie. W końcu usłyszałem: – No, no, to dopiero nowość.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *